Procedowana w Sejmie nowelizacja ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym podważa zdaniem wielu ekspertów podpisaną w 1990 r. umowę polsko-duńską ws. popierania jak i również wzajemnej ochrony inwestycji. Wyrzuca ona w praktyce z rynku duńską firmę Falck. Ma to szczególne znaczenie w przypadku, w którym jeszcze jakikolwiek czas temu Polska potrzebowała zgody Duńczyków do wykonywania marzeń o gazociągu Baltic Pipe. W relację polsko-duńską jest również wpisany drobny konflikt o strefę ekonomiczną na wodach terytorialnych. Po czwartek Sejm zdecydował o rozwiązaniu porozumienia z 1990 r.
Nowe prawo dotyczące ratownictwa medycznego wprowadza zapisy, w myśl których NFZ będzie podpisywać kontrakty tylko z publicznymi podmiotami leczniczymi albo spółkami, które przy większości należą do samorządów lub państwa. Ministerstwo Stanu zdrowia, w swojej nowelizacji kasuje praktycznie wszystkich prywatnych przedsiębiorców.
Duński Falck wyleci z rynku
W systemie naszego ratownictwa medycznego od mnóstwo lat działa duńska firma Falck. W ostatnich czasach zainwestowała w Polsce 100 mln zł. Zatrudnia dziś ok. 3, 5 tys. osób i posiada 210 ambulansów. W zakresie systemu ratownictwa spółka posiada 87 karetek. Nowe prawo sprawi, że jej karetki po prostu wypadną z rynku. Firma w wydanym oświadczeniu podała, że ostrzega przed 'ponoszenie kosztów odszkodowania, jakie przyjdzie zapłacić Polsce w nawiązaniu wraz z naruszeniem Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Państwa Danii w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji, podpisana w Kopenhadze w dniu 1 maja 1990 r. (Dz. U. z 1992 Nr 28 Poz. 122. )".
Kary nie będzie?
Okazuje się, że ukaranie Polski zupełnie nie będzie takie proste. W czwartek 8 lutego polski Sejm rozwiązał bowiem umowę z 1990 r. Zbytnio przyjęciem zakończenia obowiązywania porozumienia głosowało 428 posłów, żadna osoba nie był przeciw i nikt się nie wstrzymał. Porozumienie zawarto przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej w Kopenhadze 1 maja 1990 r. Podług wnioskodawców korzystanie z owego typu zapisów przestało być konieczne w związku z wejściem Polski do UE. W uzasadnieniu do rozwikłania umowy napisano, że zarówno Dania, jak i Nasze państwo wyrażają wolę jej rozwiązania. Oznacza to, że zakończenie umowy nie będzie miało niedobrych skutków gospodarczych czy społecznych.
W umowie z 1990 roku widniał zapis:
"Inwestycje dokonane przez inwestorów jednej Umawiającej się Strony nie będą podlegały nacjonalizacji i wywłaszczeniu oraz nie będą poddane środkom wywołującym skutki równoznaczne nacjonalizacji lub wywłaszczeniu […] na terytorium drugiej Umawiającej się Strony, chyba że nastąpi to przy interesie publicznym odnoszącym się do wewnętrznych potrzeb wywłaszczającej Umawiającej się Strony, w zasadzie niedyskryminacji oraz zbyt niezwłocznym, właściwym i efektywnym odszkodowaniem”.
Spór dzięki Bałtyku
Polsko-duński konflikt na Bałtyku rozgrywa się wokół wyspy Bornholm. Chodzi o polską część wyłącznej strefy gospodarczej rozciągającej się na szerokości województwa zachodniopomorskiego. Strona nasze państwo chce wytyczyć granicę 12 mil morskich od tak zwane. linii podstawowej, natomiast Dania uważa za południową granicę swoich obszarów morskich przy tej części Bałtyku tak zwane. linię mediany, czyli linię jednakowo odległą od wybrzeża Polski i wybrzeża Bornholmu.
Zachodnia część spornego morza ma znaczenie przede wszystkim dla polskich firm inwestujących w energię odnawialną. Wówczas właśnie te tereny przylegają do działek zaproponowanych pod morskie farmy wiatrowe poprzez Ministerstwo Transportu, Budownictwa jak i również Gospodarki Morskiej.